fbpx

Intymność w świetle analizy transakcyjnej jako kluczowy cel terapii grupowej

Intymność. Słowo, które potrafi onieśmielać. Wywołuje wstyd, zaciekawienie, czasem chęć ucieczki. W przestrzeni terapeutycznej – szczególnie w terapii grupowej osób z syndromem DDA/DDD – staje się jednak nieuniknionym kierunkiem. Nie celem dodatkowym, ale rdzeniem. Czymś, do czego się dąży, nawet jeśli drogą prowadzi się przez chaos, obrony i gry psychologiczne. Mówiąc językiem analizy transakcyjnej: intymność jest najbardziej ryzykowną, ale też najbardziej autentyczną i transformującą formą strukturalizacji czasu.

Piszę ten tekst jako terapeuta, który wielokrotnie był świadkiem, jak w grupach DDA/DDD intymność – ta surowa, niewygodna, ale prawdziwa – staje się przestrzenią uzdrowienia. W tym tekście chcę pokazać, dlaczego właśnie ona jest tak istotna i jak można ją rozumieć przez pryzmat analizy transakcyjnej (AT).

Intymność w ujęciu analizy transakcyjnej

W klasycznym ujęciu AT, strukturalizacja czasu to sposób, w jaki ludzie organizują swoje życie społeczne, by zaspokoić głód bodźców, głód struktury oraz głód uznania. Według Berne’a, podstawowymi formami strukturalizacji czasu są: rytuały, rozrywki, gry, intymność i aktywność. Intymność jest tu czymś rzadkim, nieprzewidywalnym, wysoce autentycznym. Jest momentem, w którym przestajemy odgrywać role, porzucamy strategie i spotykamy się ze sobą – naprawdę.

To, co wyróżnia intymność spośród innych form kontaktu, to brak ukrytych przekazów. Poziomy społeczny i psychologiczny transakcji się pokrywają. Kiedy w grupie terapeutycznej ktoś mówi: „Czuję się teraz opuszczony i boję się, że znowu zostanę sam”, to nie jest technika, to nie jest gra – to jest on. I jeśli druga osoba odpowiada: „Ja też się boję, ale jestem tutaj z tobą” – to mamy do czynienia z intymnością. Surową, czystą, konstruktywną.

To ważne: intymność nie musi być czuła. Może być pełna złości, frustracji, bólu. Ale jeśli emocje są autentyczne, a nie manipulacyjne, jeśli nie próbujemy zapanować nad drugą osobą ani zmusić jej do czegoś – jesteśmy w intymności. Takiej, która domyka sytuację, zamiast ją zapętlać.

Intymność kontra gra: psychologiczna alchemia

W AT gra to sekwencja ukrytych transakcji, których celem są niejawne korzyści – najczęściej emocjonalne potwierdzenie znanego wzorca z dzieciństwa. Gry kończą się uczuciami, które nie pomagają niczego rozwiązać – frustracją, wstydem, żalem. A mimo to powtarzamy je, bo są znajome. Bo wpisują się w nasze „scenariusze życiowe”.

Intymność jest ich przeciwieństwem. Tu nikt nie wygrywa ani nie przegrywa. Nie chodzi o to, kto ma rację, tylko o to, kto się naprawdę pokaże. W grupie terapeutycznej widać to jak pod mikroskopem. Kiedy ktoś zaczyna grę – np. „Nie umiem tego powiedzieć, bo i tak nikt mnie nie słucha” – grupa ma wybór. Może wejść w znaną dynamikę ratowania, atakowania lub bagatelizowania. Ale może też – i tu zaczyna się prawdziwa praca – zareagować z Dorosłego: „Co by się stało, gdybyś jednak spróbował?”.

To wejście w intymność wymaga odwagi. I zgody na to, że wynik nie jest kontrolowalny. Bo intymność nie jest z góry zaprogramowana. Nie da się jej przewidzieć ani wyreżyserować. Można tylko stworzyć warunki, by mogła się wydarzyć.

Intymność jako terapeutyczna transformacja

W grupie DDA/DDD intymność ma szczególne znaczenie. Dlaczego? Bo osoby z tym syndromem przez lata żyły w świecie gier. W rodzinach, gdzie nie mówiło się wprost, gdzie emocje były tłumione lub manipulowane, gdzie nie było miejsca na „tu i teraz”.

Kiedy dorosłe dziecko z takiej rodziny po raz pierwszy mówi w grupie coś naprawdę swojego – bez maski, bez roli, bez kalkulacji – dzieje się coś fundamentalnego. To jakby pierwszy raz powiedziało: „Istnieję. Tu jestem. Ze swoim bólem, swoim wstydem, swoim pragnieniem bycia zobaczonym”.

To momenty, które trudno opisać. Czasem jest to spojrzenie, łza, uścisk dłoni. Czasem nagły wybuch złości, po którym pojawia się ulga. To, co je łączy, to autentyczność. Intymność jako przestrzeń, w której nie gramy, tylko jesteśmy.

To nie oznacza, że intymność zawsze daje ulgę. Czasem po takim spotkaniu z sobą samym i z innymi pojawia się niepokój, bezbronność, zawstydzenie. Ale jeśli grupa potrafi to pomieścić, jeśli uczestnicy dają sobie wzajemnie czas i uwagę – to właśnie wtedy dokonuje się zmiana. To nie interpretacja czy technika uzdrawia – to bycie widzianym i słyszanym w swojej prawdzie.

Dlaczego tak bardzo się tego boimy?

Berne pisał, że intymność to stan relacji Dziecko-Dziecko, ale realizowany przez Dorosłego. Oznacza to, że choć kontakt jest pełen emocji, potrzeba dorosłej struktury, by go unieść. Intymność bez Dorosłego może stać się przerażająca. Bo Dziecko boi się demaskacji. Bo Rodzic krytyczny podpowiada, że to nie wypada. Bo świat społeczny premiuje maski i gry.

W terapii grupowej uczymy się stopniowo. Krok po kroku zdejmujemy warstwy obron. I to, co na początku wydawało się zbyt ryzykowne, z czasem staje się możliwe. Bo zyskujemy nowe doświadczenia. Bo przestajemy się bać własnych emocji. Bo przestajemy się wstydzić, że jesteśmy poranieni.

Intymność jest najpierw aktem odwagi, potem aktem wolności, a w końcu aktem miłości – do siebie i do innych.

Intymność jako odpowiedź na głód

W AT mówi się o trzech podstawowych głodach psychicznych: głodzie bodźców, struktury i uznania (czyli „głasków”). Intymność odpowiada na wszystkie trzy. Jest bodźcem – bo intensywnie przeżywaną emocjonalną obecnością. Jest strukturą – bo porządkuje relację w sposób klarowny i autentyczny. Jest uznaniem – bo daje „głaski” najwyższej jakości: prawdziwe, bezinteresowne, znaczące.

Dlatego właśnie intymność nie jest luksusem w terapii. Jest koniecznością. Jest przeciwieństwem emocjonalnej deprywacji. Jest odpowiedzią na wieloletnią samotność, zagubienie, ukrywanie się.

I nie – nie zawsze wygląda jak z filmu. Czasem jest chropowata, pełna ciszy, trudna. Ale zawsze – jeśli jest prawdziwa – ma moc uzdrawiania.

Intymność jako droga do siebie

Nie uczymy się intymności z książek. Uczymy się jej w relacji. W byciu z drugim człowiekiem, który mówi: „Rozumiem. Słyszę cię. Jesteś ważny”. Terapia grupowa DDA/DDD jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc, by to doświadczenie zdobywać. Bo tutaj każdy przychodzi z podobną historią – poranioną, ukrytą, pełną tęsknoty za bliskością.

Intymność to nie cel w sensie „zaliczenia” kolejnego etapu. To proces. Czasem bolesny. Zawsze – głęboko ludzki. Wymaga naszej obecności, odwagi i zgody na to, że nie wszystko można przewidzieć. Ale to właśnie w tej niepewności wydarza się najwięcej dobra.

Piszę to jako terapeuta, który wielokrotnie widział, jak ktoś po raz pierwszy naprawdę się pokazuje. Jak mówi: „Potrzebuję”. Jak przestaje udawać. I jak po drugiej stronie ktoś to przyjmuje.

To jest właśnie intymność. To jest właśnie terapia. To jest właśnie życie!