fbpx
tus dla doroslych

Blog, porady, porady tus, psychologia, trening umiejętności społecznych, TUS

Między jajkiem a dogmatem: jak przetrwać Wielkanoc i zadbać o siebie dzięki TUS – Treningowi Umiejętności Społecznych

Jak przetrwać Wielkanoc i nie zatracić siebie? Granice, autonomia i kluczowe kompetencje społeczne w Treningu Umiejętności Społecznych (TUS) dla dorosłych

Wielkanoc w Polsce to czas pełen rytuałów, oczekiwań i niepisanych zobowiązań. Z jednej strony – święto Zmartwychwstania, jedno z najważniejszych wydarzeń w kalendarzu katolickim, głęboko osadzone w teologii i tradycji Kościoła. To czas refleksji nad tajemnicą odkupienia, nadziei i nowego początku. Z drugiej strony – to również okres intensywnych, często trudnych emocjonalnie spotkań rodzinnych, naznaczonych potrzebą dostosowania się do obyczajów, presji uczestniczenia w nabożeństwach, rozmowach o „wartościach” i poglądach, które nie zawsze pokrywają się z naszymi. Dla wielu osób ten czas to swoisty test odporności psychicznej – między oczekiwaniami bliskich a własną potrzebą spójności wewnętrznej. To właśnie podczas świątecznego śniadania, gdy jajko ledwo trafia na talerz, a ktoś już rzuca zaczepne „A na kogo głosujesz?”, zaczynają się subtelne tarcia – te najtrudniejsze, bo rozgrywane między najbliższymi.

Święto pełne sprzeczności

Tradycyjne obchodzenie Wielkanocy to dla wielu Polaków nie tyle akt duchowej odnowy, co społeczna konwencja, w której łatwo zgubić sens i samego siebie. Choć liturgia Wielkiej Nocy przepełniona jest symboliką życia, światła i nowego początku, w praktyce często przypomina raczej obowiązek do spełnienia niż osobiste doświadczenie transcendencji. Wspólne śniadanie wielkanocne? Oczywiście. Ale najpierw – kilkugodzinne przygotowania, kuchenny maraton i nerwowa atmosfera w imię „gościnności”. Udział w rezurekcji? Tak, ale z poczucia powinności, niekiedy podszytego lękiem przed oceną babci, która „wszystko widzi”.

Do tego dochodzą rozmowy przy stole – z pozoru niewinne, szybko przeradzające się w ideologiczne potyczki: religia, szczepienia, uchodźcy, wybory. Nagle świąteczna radość znika, a pojawia się napięcie, konieczność bronienia swoich przekonań, czasem milczenia, by nie wywołać burzy. Święta, które miały jednoczyć, stają się polem minowym, na którym każda nieostrożna odpowiedź może wywołać eksplozję emocji. W tym wszystkim łatwo zapomnieć, że duchowość nie polega na spełnianiu oczekiwań innych – ale na głębokim, osobistym spotkaniu z tym, co naprawdę ważne.

Manipulacja przy świątecznym stole

Wielkanocne spotkania rodzinne nierzadko przypominają teatr, w którym role zostały obsadzone dawno temu. Ty jesteś tą „niewdzięczną”, co nie chodzi do kościoła. On – tym, co „wie lepiej”, bo ogląda jeden kanał informacyjny. Ktoś inny gra ofiarę, ktoś jeszcze musi zawsze mieć rację, co utrudnia nawiązywanie relacji. Wchodzimy w te schematy często nieświadomie – z przyzwyczajenia, z potrzeby aprobaty, z lęku przed konfliktem.

Pod przykrywką kurtuazyjnych życzeń, na stole lądują nie tylko jajka i mazurki, ale też cała paleta mniej lub bardziej subtelnych technik manipulacji. Znane z analizy relacji społecznych „gry psychologiczne” stają się głównym daniem wieczoru: ktoś wciąga Cię w emocjonalne szantaże („Babci będzie przykro, jeśli nie pójdziesz z nami do kościoła”), ktoś inny uruchamia grę w porównania („A Asia już po ślubie, a Ty kiedy?”), jeszcze inny próbuje wbić szpilę za pomocą pozornie niewinnego żartu. Mechanizmy te, choć często nieuświadomione, mają jeden cel – przywrócenie „porządku”, w którym podporządkowujesz się normom rodziny.

Jak pokazują klasyczne techniki manipulacji, najczęściej używane są:

  • Litość i poczucie winy – „Nie szkoda ci mamy, jak się tyle napracowała, a ty bez apetytu?”

  • Porównania i zawstydzanie – „Każdy normalny katolik idzie na rezurekcję!”

  • Fałszywe alternatywy – „Albo przychodzisz do kościoła z nami, albo nie licz na nasze wsparcie!”

  • Gra w ofiarę – „Tyle się staram, a wy tylko wiecznie macie coś do powiedzenia…”

  • Cisza jako kara – nagła zmiana tonu, milczenie, demonstracyjne unikanie kontaktu wzrokowego po tym, jak wyraziłeś swoje zdanie.

  • Pochlebstwo z haczykiem – „Jesteś taka inteligentna, szkoda, że tak się pogubiłaś w tych nowoczesnych teoriach.”

  • Udawana bezradność – „Ja się nie znam, ja tylko chcę dobrze…” – próba uchylenia się od odpowiedzialności przy jednoczesnym manipulowaniu emocjami.

  • Zastraszanie przyszłością – „Z takim podejściem to skończysz sama i nieszczęśliwa.”

  • Powrót do przeszłości – „Kiedyś byłaś taka grzeczna, a teraz…?” – manipulowanie wspomnieniami, by podważyć Twoje obecne wybory.

To nie są rozmowy. To próby kontroli – czasem ukryte pod śmiechem, czasem za fasadą troski. I choć mogą wydawać się nieszkodliwe, niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Najbardziej bolą wtedy, gdy przychodzą od tych, których kochamy najbardziej.

Jak stawiać granice – bez krzyku, ale stanowczo

Granice nie są egoizmem. Granice to mapa naszej godności. To one wyznaczają, co jest dla nas do przyjęcia, a co nie. Bez nich jesteśmy jak dom bez drzwi – każdy może wejść, nawet nie pukając. Zwłaszcza podczas rodzinnych świąt, gdy emocje sięgają zenitu, a relacje oparte na „tak zawsze było”, granice stają się narzędziem nie walki, lecz ochrony siebie.

Stawianie granic nie musi oznaczać konfrontacji. To nie musi być krzyk przy stole ani teatralne wyjście w połowie śniadania. Granice zaczynają się od słów – prostych, spokojnych, ale niepodlegających negocjacji:

  • „Nie czuję się komfortowo, kiedy rozmawiamy o polityce przy stole.”

  • „Proszę, nie komentuj moich decyzji – są dla mnie ważne i przemyślane.”

  • „Rozumiem, że masz inne zdanie. Ja mam swoje.”

To komunikaty z poziomu dorosłego – jasne, konkretne, wypowiedziane z szacunkiem, ale bez uległości. Czasem wystarczy powtórzyć je dwa, trzy razy, nie wdając się w dalszą dyskusję. To tzw. technika zdartej płyty – powtarzanie stanowiska bez zmiany tonu, co pokazuje, że granica nie jest chwilowa, lecz trwała.

Inną metodą jest komunikat „ja”, który pozwala mówić o sobie, bez oskarżania innych:

  • „Czuję się urażona, gdy sugerujesz, że moje wybory są gorsze.”

  • „Jest mi przykro, kiedy bagatelizujesz moje decyzje.”

To język bliskości, który nie atakuje, ale pokazuje Twoją emocjonalną prawdę. Granice nie są murami – są drzwiami z klamką po Twojej stronie.

Nie zapominaj również o ustalaniu konsekwencji: „Jeśli ta rozmowa będzie nadal w tym tonie, wyjdę na chwilę się przewietrzyć.” To nie groźba. To troska o siebie.

Co ważne – masz prawo wyjść. Fizycznie i symbolicznie. Masz prawo nie odpowiadać. Masz prawo zakończyć rozmowę. Masz prawo nie tłumaczyć się z granic, które postawiłaś.

Święta nie powinny być testem lojalności wobec rodziny, lecz celebracją wspólnoty. A wspólnota bez szacunku do indywidualnych granic – to tylko teatr. A Ty nie jesteś aktorem na zawołanie.

Autonomia – prawo do bycia sobą, nawet w Wielkanoc

Autonomia to jedno z najbardziej niedocenianych praw człowieka. Wciąż mylona z buntem, egoizmem, brakiem szacunku. Tymczasem prawdziwa autonomia nie odrzuca relacji – ona je oczyszcza. Pozwala spotkać się z innymi bez przymusu, z własnej woli, bez maski i obowiązku zadowalania wszystkich wokół.

W kontekście rodzinnych świąt, autonomia to świadomość, że masz prawo:

  • nie iść do kościoła, jeśli Twoja wiara wygląda inaczej,

  • nie odpowiadać na pytania o życie osobiste, jeśli są dla Ciebie zbyt intymne,

  • spędzić Wielkanoc po swojemu, nawet jeśli to oznacza samotność lub wyjazd z dala od stołu rodzinnego.

To nie znaczy, że nie kochasz swojej rodziny. To znaczy, że kochasz również siebie.

Jak podkreślają psychologowie​, autonomia to zdolność podejmowania własnych decyzji mimo presji otoczenia. To świadomość, że nie jesteś po to, by spełniać cudze oczekiwania. Że masz prawo mieć inne poglądy, inny styl życia, inne potrzeby. Nawet – i zwłaszcza – gdy siedzisz przy stole z ludźmi, którzy znają cię od dziecka, ale nie zawsze chcą zaakceptować dorosłego, którym się stałaś.

Autonomia to też odwaga. Odwaga powiedzenia: „To nie jest temat, na który chcę dziś rozmawiać.” Odwaga zakończenia rozmowy, która cię rani. Odwaga bycia sobą, nawet gdy kosztuje to chłodną atmosferę przy barszczu.

I choć czasem może się wydawać, że to wszystko zbyt trudne, że „tak się nie da”, pamiętaj – autonomia to nie dar, to wybór. Codzienny, świadomy, niekiedy bolesny. Ale zawsze budujący.

Co, jeśli nie potrafisz jeszcze powiedzieć „nie”?

Nieumiejętność mówienia „nie” to nie wada charakteru. To znak, że nikt Cię tego nie nauczył – bo szkoła tego nie uczy, a rodzina często wręcz odwodzi od tej kompetencji, karmiąc przekazem: „Bądź grzeczna”, „Nie odzywaj się niepytana”, „Ustąp starszym”. W efekcie dorastamy z przekonaniem, że nasze potrzeby są mniej ważne, że nie wypada odmówić, że asertywność rani innych.

Jeśli więc czujesz gulę w gardle, gdy chcesz wyrazić swój sprzeciw… jeśli drżą Ci dłonie, kiedy próbujesz zaznaczyć swoje granice… jeśli po każdej konfrontacji z bliskimi czujesz wstyd albo winę – to nie znaczy, że coś z Tobą nie tak.

To znaczy, że Twoje granice potrzebują wsparcia. Potrzebują treningu – dokładnie tak, jak mięśnie. Potrzebują słów, które nie bolą w ustach. Potrzebują doświadczenia, że „nie” może być spokojne, uprzejme i… skuteczne.

Tu z pomocą przychodzi Trening Umiejętności Społecznych (TUS) – specjalistyczny, bezpieczny proces, w którym możesz uczyć się wyrażać siebie z szacunkiem i bez poczucia winy. Bez ryzyka, że ktoś Cię oceni, wyśmieje lub odrzuci. Bo TUS to przestrzeń empatii, wzmacniania i ćwiczeń – dokładnie takich sytuacji, z jakimi spotykasz się w życiu codziennym.

👉 Zapisz się na zajęcia TUS, aby lepiej radzić sobie w sytuacjach społecznych. Sprawdź szczegóły i zapisz się na TUS dla dorosłych w Warszawie.

Jeśli chcesz:

  • przestać bać się rozmów z rodziną,

  • odzyskać wpływ na swoje decyzje,

  • wreszcie poczuć się pewnie i adekwatnie w kontaktach z innymi,

to ten trening może być pierwszym krokiem do życia na własnych warunkach. Życia, w którym „nie” nie zrywa więzi, lecz je oczyszcza.